wtorek, 26 maja 2009

Tytułem wstępu...

Zaczynam trochę niezręcznie – będę się bowiem tłumaczyć. Postanowiłam pisać bloga, choć jeszcze kilka miesięcy temu nawet myśl o tym skwitowałabym gromkim śmiechem. Co więcej, jakiś czas temu z niezachwianą wiarą we własną nieomylność przekonywałam mojego osobistego kuzyna, że blogi prowadzą jedynie oszołomy i ekshibicjoniści (tudzież ich damskie wersje). Normalny człowiek, twierdziłam, nie ma i nie powinien mieć ani czasu ani ochoty na uzewnętrznianie się w sieci.
Co się zmieniło?
Po pierwsze, zdałam sobie sprawę, że nigdy nie uważałam siebie za „normalnego” człowieka. Nie, żebym się jakoś wywyższała i zaliczała do elity (hmm… w dzisiejszych czasach należałoby zweryfikować to pojęcie – coraz mocniej wierzę, że należeć do elity w jej obecnym kształcie to straszny obciach). Posiadam za to zespół całkowicie przeciwstawnych cech, które nieustannie walczą o dominację, co daje całkiem ciekawe efekty, prowadzę sama z sobą długie i owocne rozmowy, ba, 80% życia spędzam we własnej głowie, a osobowość, która ujawnia się w pozostałych 20% przeraża mnie samą. No i nie żyję według obowiązującej normy. Tak, dla Większości jestem zdecydowanie nienormalna.
Równocześnie oświadczam uroczyście, że całkowicie obcy jest mi dysonans poznawczy. Kiedy spoglądam w lustro widzę dokładnie osobę, która się w nim odbija. Zdecydowanie jestem pozbawiona złudzeń co do samej siebie, co prawdopodobnie również umiejscawia mnie w Mniejszości.
Po drugie, mocno wierzę, że to droga jest ważna, a nie osiągnięcie celu samo w sobie. Jestem Poszukiwaczką. Blog jest dla mnie drogą.
Po trzecie, dałam się zupełnie zwariować, zarazić, złapałam wyjątkowo złośliwego wirusa i choroba rozprzestrzenia się z trzecią prędkością kosmiczną. Od kilku miesięcy podglądam blogi „zakonu” Szafiarek. Ja sama zupełnie się na Szafiarkę nie nadaję – prywatność cenię ponad wszystko, nie pokazałabym twarzy za nic w świecie, do żadnego Zakonu w życiu nie wstąpię (miałam przyjemność uczęszczać do szkoły prowadzonej przez zakonnice, no i jestem istotą wysoce aspołeczną) a w mojej szafie królują dżinsy. Za to Dziewczyny zrobiły coś, co „dało mi kopa”. I nie mówię tu o skoordynowanych akcjach typu „Szafiarki na rowerze” czy „Pokaż co masz w torebce”. Własnym sumptem wydały właśnie zerowy numer niezależnego (oby tak zostało!!!) magazynu o modzie „Dilemmas Magazine” - http://dilemmasmagazine.com
Na razie jest w nim więcej zdjęć niż tekstu, ale zapowiada się naprawdę ciekawie.
Co mnie najbardziej zdumiało, to fakt, że taka inicjatywa jest możliwa do zrealizowania! Ot, zebrało się kilka osób o podobnych zainteresowaniach i stworzyło coś naprawdę fajnego. Szafiarkom gratuluję, trzymam kciuki, żeby im się nie znudziło i życzę cierpliwości i mnóstwa zapału do dalszej pracy.
Kończąc ten przydługi wstęp wyjaśniam, że w rezultacie wszystkich tych analiz, wymyśliłam sobie, że za pomocą bloga uporządkuję myśli i podzielę się ze światem moimi pasjami (lista jest zbyt długa, żeby ją publikować, a jej brak doda odrobinę suspensu, ha!). Może i ja kogoś zarażę?

Aha, jako skrajna perfekcjonistka postanowiłam poćwiczyć trochę charakter i stać się bardziej znośną dla otoczenia: wszystkie wpisy będą „ex promptu” – bez przygotowania. Bez milionów poprawek. Bez „dopieszczania” każdego zwrotu.
Aż zgrzytam na samą myśl, ale słowo się rzekło….

1 komentarz:

  1. Kiedyś miałam podobne podejście do blogów. I zobacz, co się ze mnie zrobiło na starość :) Ten wirus jest gorszy niż świńska grypa!

    PS
    Bez milionów poprawek? Ja bym nie potrafiła. Z 200 razy na notkę do absolutne minimum ;)

    OdpowiedzUsuń